Prezent, o którym marzy nie jeden mężczyzna?

Kategoria: Felietony

- 05 wrz 2018

Historia z życia wzięta…
Dzwoni budzik. Otwierając oczy, wyciągam rękę nieudolnie szukając „brzęczącego” telefonu, przypominającego mi, że dziś jest 25 marca, dokładnie godzina 7:15. Niby piątek, piąteczek, „piątunio”, z tą różnicą, że kończę dziś 25 lat. Zapewne jeszcze jakieś 10 lat temu, z radości, że mam urodziny nie mógłbym spać, a dziś jedyne o czym marzę, to odwrócić się na drugi bok i pospać jeszcze godzinkę albo dwie.

Jednak nic z tego, do pokoju wchodzi moja dziewczyna z małym pakunkiem, wesoło śpiewając „sto lat, sto lat…”. Spoglądając zaspanym jeszcze okiem, na ten obwiązany trzema cukierkowymi kokardkami, niewielki prezent, pomyślałem sobie: „To się wysiliłaś moja droga, właśnie skończyłem ćwierć wieku, a Ty chcesz dać mi coś takiego…”, ekstra. Ciekawe co jest w tym słodkim pudełeczku – kolejna para kolorowych skarpet?

A może krawat w wesołe misie, którego nigdy nie założę, bo w przeciwieństwie do mojej dziewczyny nie uważam, żeby to było ani modne, ani zabawne. Przeczuwałem jednak, że w tym roku mogą to być perfumy, bo te które, dała mi na święta znudziły się jej już po sylwestrze… No dobra, wstaję, uśmiecham się, robiąc dobrą minę do złej gry. Wiem, że za kilka sekund usłyszę coroczną wiązkę życzeń, które są raczej życzeniami dla mojej dziewczyny, a nie dla mnie. Mimo tego wysłuchuję, po raz kolejny dziękuję, daję jej buziaka, a nawet dwa, ale tylko dlatego, bo poczułem, że zrobiła jajecznicę. Odbieram mój „wymarzony prezent”, ale jakoś nie czuję ekscytacji, żeby go otworzyć – pewnie gdybym wiedział, co tak naprawdę w nim jest, dostałaby jeszcze 100 takich buziaków. Jednak przechodzimy do kuchni i siadamy przy stole. Zaczęła bardzo naciskać, żebym go w końcu otworzył. Nie zastanawiając się dłużej, zrobiłem to o co mnie poprosiła. Ku mojemu zdziwieniu przetarłem oczy, bo to co zobaczyłem, dało mi do zrozumienia, że jeszcze się nie obudziłem.

W środku był „Voucher”, na którym widniał napis: Przejazd Lamborghini Gallardo i Nissanem GT-R. Moja dziewczyna widząc radość na mojej twarzy, wesoło podskoczyła i piszcząc, powiedziała: „W czerwcu jedziemy na tor wyścigowy, będzie ekstra”. Widząc to, nie miałem żadnych wątpliwości, że tak właśnie będzie. Przecież do tej pory znałem te auta tylko z filmików na YouTube, zdjęć lub for internetowych, które znam jak własną kieszeń. Do dnia wyjazdu przeczytałem chyba wszystkie możliwe artykuły o autach, którymi będę jeździł i o tych, które będę miał okazję zobaczyć na „iwencie” zorganizowanym przez Devil Cars m.in. bolid KTM X-BOW, Subaru Impreza STI, czy Ferrari F430. Z drugiej strony nie dowierzałem, że to możliwe, naprawdę wsiądę do mojego ukochanego Nissana GT-R.
Nadszedł dzień odebrania przeze mnie urodzinowego prezentu. Chwila zastanowienia: Gdzie jedziemy? Wrocław, Warszawa, Ułęż, Jastrząb, a może Kamień Śląski? Nie!! Ku mojemu zadowoleniu będzie to Poznań, gdzie znajduje się podobno najdłuższy i najbardziej profesjonalny tor wyścigowy w Polsce. Na torze byliśmy już o godzinie 8 rano. W pakiecie, który dostałem były przejazdy łącznie 6 „kółek” autami, o których wspominałem wcześniej. Serce biło jako szalone, kiedy moim oczom ukazał się Nissan. Dotykałem go zastanawiając się, czy moja dziewczyna przypadkiem nie poczuje się…zazdrosna. Zauważyłem, też jak jakiś facet obok nie ukrywał swojej radości, widząc swoje wymarzone Lamborghini i Porsche. Moje obserwacje nie trwały jednak długo, ponieważ zjawił się instruktor, który towarzyszył mi podczas jazdy tym supersamochodem. Następnie profesjonalna ekipa przygotowała mnie do pierwszej przejażdżki. Krótki instruktarz, kask, zapięcie pasów, no i to na co czekałem najbardziej – pedał gazu „w podłogę”. Zacząłem się jednak lekko „pocić” jak po 3 sekundach na liczniku widniało 100 km/h…, a potem kolejno 120,160… no i ta magiczna granica 200 km/h, której osiągnięcie możliwe jest dzięki „dłuuugiej” prostej na poznańskim torze. Mimo lekkiego stresu chciałem jednocześnie krzyczeć i radośnie przeklinać, ale powstrzymałem się, bo jednak nie wypada, tym bardziej że mój przejazd rejestrują kamery, który potem obejrzą kumple, no i pewnie mama…

Po skończonej jeździe poczułem te motyle w brzuchu, o których tyle razy opowiadała mi dziewczyna (w które wcześniej nie wierzyłem). Z tym że ja przeżyłem to, w trochę innych okolicznościach niż ona… nie kupiłem sobie 27 pary butów. Chciałem jednocześnie po prostu krzyczeć, płakać i się głośno śmiać. Dlatego Panowie, jeśli Wasza dziewczyna, kobieta, żona, czy kochanka nie wpadnie na pomysł o zaprzestaniu obdarowywania Was przy każdej możliwej okazji skarpetami, krawatami, czy perfumami mówiąc kolokwialnie „szarpnijcie się” i kupcie sobie taki przejazd, bo naprawdę warto. 99% z nas nie ma możliwości nawet obejrzenia takich aut na żywo, a co dopiero poczucia tej adrenaliny za ich kierownicą, dlatego może to być nasza jedyna możliwość w życiu. Czy większość z nas, (czyt. freak’ów i zwykłych śmiertelników) chce przeżyć życie ze świadomością, że jedynych motoryzacyjnych wrażeń dostarcza nam Skoda Fabia 1.4 MPI o mocy 68 KM? Cytując klasyka polskiego kina „Nie wydaje mnie się” (Killer).


Komentarze

Adam

2018-11-09

Miód malina :)

Fiu

2018-11-09

Fiu fiu nie pogadasz :)

Jan

2018-11-09

Łukasz B. by s.ię posikał ze szczęścia jakby dostał taki prezent :)

Robert Hartman

2019-02-13

Marzę o pokierowaniu na torze takim samochodem jak Ferrari F 430 czy Lamborghini Galardo.

Blog

Jak przygotować auto do długiej podróży?
Jak dbać o skórę w samochodzie?
Pierwszy samochód dla młodego kierowcy. Na co zwracać uwagę przy zakupie auta dla 18-latka?

Ranking Samochodów

KTM X-BOW
295 km/h
Lamborghini Gallardo
315 km/h
Ferrari F430
315 km/h

Kontakt